Przepraszamy za opóźnienie z dodaniem ostatniego posta, ale powrót do domu po miesiącu nieobecności nie zachęca do siadania przy komputerze.
Po zawiezieniu bagażów na lotnisko pojechałyśmy prosto na Copacabanę. Widok 3 mln ludzi na plaży, która jest przeznaczona dla 1,5 mln był dość zatrważający :) Ale przecież byłyśmy tam aby pielgrzymować, a nie się opalać! Tak więc narzekania nie było!
Problem był jedynie ze znalezieniem miejsca, aby stanąć na plaży...już nie szalejąc z szukaniem miejsca na rozłożenie karimaty ;)
Gdy skończyło się miejsce na plaży, zaczęły zapełniać się chodniki, ulice i boczne uliczki. Niestety musimy stwierdzić, że Brazylijczycy nie popisali się organizacją ostatniego dnia ŚDM. Brakowało miejsca, toalet, koszy na śmieci, sektorów, które umożliwiłyby "orientację w terenie". Trzeba to jasno oznajmić, że nie popisali się organizacją całych ŚDM, ale nic dziwnego, gdy za przygotowania do tak wielkiej imprezy biorą się pół roku przed jej rozpoczęciem. Miejmy nadzieję, że Polacy poradzą sobie z tym lepiej.
Na przyjazd Papieża Franciszka znaleźliśmy idealne miejscówki.
Po czuwaniu z Ojcem Świętym przyszła pora na położenie się spać. Po nieudanych próbach przyłączenia się do jakiejś grupy znalazłyśmy wolne miejsce na plaży! A niech żałują Ci co nas nie chcieli ;) Rozwinęłyśmy karimaty, skoczyłyśmy w śpiwory i do spania..
Ale nie tak łatwo zasnąć gdy ktoś po prawej gra na bębnach, po lewej tańczy, z góry śpiewa, a z dołu łazi i sypie piaskiem. Zdrzemnęłyśmy się.. .ale snem tego nie nazwiemy:)
Ostatni czas na zajrzenie do przewodnika. Jeśli coś zapomniałyśmy zwiedzić to zawsze można zrezygnować z lotu powrotnego.
Z rana powitał nas piękny wschód słońca. Szybko wstałyśmy, aby znaleźć miejsce przy telebimie. Udało nam się znaleźć naszego Anioła Stróża- Priscillę. Zostałyśmy z nią przez całą mszę.
Papież Franciszek wygłosił cudowną homilię. Jak dla nas, była prosta, zwięzła i trafiała w sedno.
Oby tak dalej!
Ze zniecierpliwieniem czekaliśmy na ogłoszenie miejsca kolejnych Światowych Dni Młodzieży. Wszystko było jasne od dawna, ale usłyszeć z ust Ojca Świętego: Polonia, Cracovia...bezcenne! :)
Po wybuchu entuzjazmu, pożegnaniu się ze wszystkimi pobiegłyśmy w poszukiwaniu taxi. Lot za 3 godz!
Na szczęście dość szybko znalazłyśmy się na lotnisku i nie było już wyjścia...trzeba wracać!
Lot był dłuuuuugi. Przez niewygodne siedzenia dłużył się jeszcze bardziej (nie polecamy linii lotniczych Air France, lot z KLM wspominamy znacznie lepiej).
Tak kończy się nasza brazylijska przygoda :)