poniedziałek, 1 lipca 2013

Pierwsze wiesci z Rio de Janeiro!

Nasi drodzy! Dotarlysmy szczesliwie do Rio de Janeiro!!! :) Sama podroz samolotem nie byla zbyt meczaca, mimo ze trwala prawie 12 godzin. Bardziej nuzace okazaly sie pozniejsze oczekiwania na pieczatki w paszportach, bagaze, ktore chcialysmy jak najszybciej zobaczyc.. poniewaz nie bylysmy do konca pewne czy je dostaniemy, gdyz w Amsterdamie nadano je bezposrednio z samolotu, ktorym przylecialysmy z Polski do tego, ktorym lecialysmy do Rio, bez przechodzenia kolejnej odprawy bagazowej, co wiaze sie z tym, ze w ogole ich tam nie widzialysmy na oczy, trzeba bylo zaufac, ze powredowaly w prawidlowe miejsce i kontynuuja podroz samolotem razem z nami. Na szczescie trafily z powrotem w nasze rece, jednak nie wszystko bylo takie latwe. Nie spodziewalysmy sie, ze dojazd na miejsce naszego noclegu bedzie az tak skomplikowany, a zlozylo sie na to kilka rzeczy. Nie przewidzialysmy, ze o 18:00 w Rio bedzie ciemna noc, ulewa i brak polaczenia autobusowego. No to Ola zagaila do dwoch pan stojacych akurat niedaleko nas na lotnisku, ktore pozornie wygladaly na Brazylianki. Zalatwila wstepnie transport taxa razem z nimi. Spotkalysmy jeszcze malzenstwo Polakow, ktorzy jak sie okazalo lecieli tym samym samolotem co my :) Ostatecznie pojechalysmy taxa we dwie z murzynem "jak z teledysku" z blyszczacym kolczykiem w uchu, nie znajacym ani slowa po angielsku. W trakcie drogi puszczal nam teledyski swoich raperskich kumpli na mini telewizorku. Spotkalismy tez handlowcow chrupek kukurydzianych na srodku ruchliwej 3-pasmowki, ktorym wcale nie przeszkadzal deszcz, a tym bardziej mijajace ich rozpeczone samochody. Droga prowadzila przez okolice slamsow, co przyprawialo Ole o dreszcze. Po prawie 40-minutowej przejazdzce dotarlysmy na miejsce, oczywiscie drzwi byly zamkniete, na sygnal dzwonka nikt nie otwieral. Poszlysmy wiec do kosciola z nadzieja na spotkanie kogos kto nas przyjmie. Tutaj rowniez oczekiwania, a kryzys braku snu osiagal swoje granice... Twarda lawka, ani spiewy za oknem, wcale nie przeszkadzaly w ucieciu sobie drzemki. Musialysmy wygladac naprawde zalosnie, poniewaz dostalysmy, az nadto propozycji noclegow. Ostatecznie przyjela nas do siebie dziewczyna, ktora jak sie pozniej okazalo jest fizjoterpeutka! Zamiast spania na karimacie w sali pilgrzyma, dostalysmy przytulny pokoj z ogromnym malzenskim lozem. Rodzice kolezanki sa przesympatyczni, a mama tryskaca szczegolnym entuzjazmem juz od progu, powitala nas regionalna brazylijska zupa o niemozliwej do zapamietania nazwie, w smaku byla wysmienita. Dostalysmy tez slodki przysmak z kokosa na deser i napoj z guarany. Jestesmy ekstremalnie wykonczone ta podroza, ale mega mega zadowolone. Wrzucamy wam kilka fotek ;) Pozdrowienia z RIOOOO!!!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz