wtorek, 14 października 2014

Boliwia - czyli szybka zmiana planów

Będąc nad Jeziorem Titicaca po stronie peruwiańskiej (w Puno), stwierdziłyśmy, że skoro jesteśmy już tak blisko Boliwii, to dlaczego się do niej nie wybrać. No i o 7:00 rano dnia następnego wsiadłyśmy w autobus do La Paz. Nie był to już tak komfortowy autobus jak poprzednio, ale dało się przeżyć. Granicę z Boliwią przekracza się przed Copacabaną, należy wysiąść z autobusu i przejść przez przejście graniczne pieszo, udając się po drodze do dwóch urządów po stronie peruwiańskiej i jednego po stronie boliwijskiej. Gdy wypełni się już wszystkie dokumenty i pozbiera wszystkie pieczątki, wraca się do autobusu i jedzie dalej (wizę w Boliwii dostaje się jak w Peru - na 90 dni). My mieliśmy godzinny postój w Copacabanie na obiad (ok. 13:00, uwaga! należy pamiętać, że w Boliwii zmieniamy czas o 1h do przodu, względem czasu w Peru). Do La Paz dotarłyśmy ok. 17:30 czasu lokalnego (w Polsce była 23:30). Od razu udałyśmy się po bilety do Uyuni, ponieważ nie miałyśmy ich wcześniej zarezerwowanych, ale wiedziałyśmy, że codziennie o 18:00 i 19:00 odjeżdża kilka autobusów z różnych firm i różnej klasy do tej miejscowości. Jednak nie było tak łatwo... Tak się złożyło, że dzień wcześniej wjazd do Boliwii był zamknięty ze względu na jakieś święto, więc wszyscy turyści jechali tego samego dnia co my. Idziemy do jednej firmy - wszystkie bilety wyprzedane, do kolejnej - to samo. Pędzimy do następnej, okazuje się, że mają ostatnie 4 bilety!! Kupujemy! Uf.. Nie musimy spędzać nocy w La Paz.

Okazuje się jednak, że autobus którym jedziemy jest w kiepskim stanie, a czeka nas 12 h podróż... Stan autobusu to nic, w porównaniu do jakością dróg w Boliwii. Tutaj muszę sprostować poprzedni post. Przejazdy autobusami polecamy w Brazylii i ew. Peru, ale nie wszędzie, natomiast w Boliwii - dramat! Drogi poza miastami nie są nawet pokryte asfaltem! Na początku było to zabawne, gdy podrzucało nami i telepało na wszystkie strony, jednak do czasu... Wytrzęsło nas za wszystkie czasy i nie dało się w ogóle spać. Mało tego trasa, którą jechaliśmy nie była w ogóle oznakowana, nie mam pojęcia skąd kierowca wiedział gdzie jedzie.. Wyznaczał sobie kierunek na podstawie gwiazd?!? Jechaliśmy przez jakieś pustynie, urwiska i nie wiadomo co jeszcze.. Całe szczęście, dotarliśmy do Uyuni z 30 min opóźnieniem, ale cali i zdrowi. Na miejscu załatwiamy 3-dniową wycieczkę do Salar de Uyuni, Lagun i wulkanów, jemy śniadanko i o 10:30 wyruszamy. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz